Ostatnie dni czerwca spędziłem na swoim ulubionym mini bagienku gdzie znalazłem małe czajki z powtórzonego lęgu. Chciałem sfotografować te młode ptaki o przydługich nogach. Oczywiście jak zwykle następnego dnia o świcie już leżałem w tym miejscu na karimacie przykryty siatką maskująca i zamaskowany trzcinami. Nie musiałem długo czekać gdy pojawiły się młode czajki które jak na szczudłach przemieszczały się po podmokłym terenie. Ptaki nie zwracały na mnie uwagi, nagle z pobliskich trzcin wyszedł lis czajki młode szybko uciekły. To chyba lisica moja dobra znajoma z pobliskiej nory szuka pokarm na śniadanie dla swoich niedolisków. Młode czajki jednak tym razem okazały się sprytniejsze. I po chwili powróciły znowu przed obiektyw. Po godzinnej sesji z czajkami zacząłem się rozglądać wypatrując może innych ptasich modeli. Przed obiektywem wylądowała sieweczka rzeczna, pliszka siwa i żółta. Po chwili coś tylko śmignęło mi nad głową i wylądowało po lewo patrzę bekas kszyk. Niestety nie mogłem aż tak bardzo się przekrzywić żeby zrobić mu zdjęcia żeby jednocześnie go nie spłoszyć. Po chwili kolejne dwa meteoryty siadają niedaleko mnie i kolejne dwa. Po chwili wkoło mnie jest już 10 osobników, 3 ostatnie przechodzą samych siebie i siadają w granicach metra tuż przed samym obiektywem. Jeden chyba nawet ciut bliżej bo myślę że spokojnie mógłbym go pogłaskać lewą ręką. No to się narobiło minimalna odległość ogniskowania w moim obiektywnie 4,5 m. Na szczęście po chwili ptaki zaczynają żerować i oddalają się od trzcin na taką odległość przy której mogę wykonywać zdjęcia. Kszykowy nalot kończy wędkarz który zbliżył się zbyt blisko do mojego bagienka. Kszyki odlatują z charakterystycznym dla siebie piskiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz